Barcelona (zaokrętowanie) -> Dzień na morzu -> Palermo -> Neapol -> Civitavecchia -> Livorno -> Villefranche -> Barcelona (wyokrętowanie) – wrzesień 2012
Relacja z naszego pierwszego rejsu…czyli jak zacząć spełniać swoje marzenia…
Dzień wcześniej (przed rejsem) polecieliśmy do Barcelony, aby móc bez bagaży (pozostawionych w dodatkowo zarezerwowanym wcześniej hotelu) zwiedzić miasto. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od najbardziej znanej ulicy La Rambla. Piękny, tętniący życiem, zabawą, muzyką i smakołykami deptak…niesamowite wrażenia…dodając do całości dreszczyk związany ze świadomością ogromnej ilości kieszonkowców w tym gwarze…emocje niezapomniane. Wieczorem wybraliśmy się z ogromnym zainteresowaniem na jak się okazało niezwykłe widowisko muzyki i wody…magiczne fontanny Barcelony.

Następny dzień – właściwy dzień rejsu zaokrętowanie na statku. Dostaliśmy się z hotelu pod pomnik Kolumba metrem, a następnie autobusem kursowym do portu (autobus podjeżdżał pod kolejne terminale w porcie). Przed terminalem ustawiliśmy się w długiej kolejce, aby najpierw oddać bagaż. Następnie poszliśmy do terminalu, gdzie skierowano nas do odpowiedniego stanowiska check-in „international” – z uwagi na to, iż linią Pullmantur w głównej mierze podróżują pasażerowie z Hiszpanii czy Francji, którzy posiadali dedykowane stanowiska check-in, u nas nie było kolejki Zostaliśmy zameldowani na statku oraz otrzymaliśmy osobiste karty magnetyczne identyfikacyjne z zapisanym na każdej z nich zdjęciem właściciela, imieniem i nazwiskiem, nr kabiny, przypisaną turą kolacji i nazwą restauracji oraz miejscem ewakuacji. Karta ta stanowi również formę płatniczą – podczas pobytu na statku nie obowiązuje sposób płatności gotówką ani kartami płatniczymi. Podczas check-in należało zarejestrować kartę kredytową lub wpłacić depozyt w gotówce. Po wejściu na statek obsługa sprawnie pokierowała nas do naszej kabiny, gdzie czekała już na nas codzienna gazetka pokładowa z chyba wszystkimi niezbędnymi dla nas informacjami.

Nie mieliśmy jeszcze bagażu, więc obejrzeliśmy naszą kajutę, wyjrzeliśmy za nasz bulaj w celu orientacji położenia statku i wyruszyliśmy na pierwsze zwiedzanie statku. Wrażenia niesamowite…piękno i wielkość wnętrza statku. Zorientowaliśmy się analizując jednocześnie gazetkę pokładową, w której z restauracji na statku można zjeść śniadania, obiady/lunch’e i kolacje. Podczas obchodzenia statku niewątpliwie bardzo pomocne były, znajdujące się na niektórych deck’ach, mapy 3D (makiety) całego statku umożliwiające lepszą orientację. Przed wypłynięciem statku czekały nas jeszcze ćwiczenia ewakuacyjne, o czym dowiedzieliśmy się z gazetki. Ćwiczenia przeszliśmy szybko i sprawnie. Ostatnią atrakcją tego dnia była kolacja. Pierwszego dnia naszego pobytu na rejsie skorzystaliśmy z serwowanej przez kelnerów kolacji w jednej z restauracji, dostosowując się oczywiście do przypisanej nam godziny kolacji.

Po pożegnaniu się z Barceloną i pierwszym dniu pełnym emocji czekał nas jeden dzień odpoczynku – dzień na morzu. Podczas tego dnia skorzystaliśmy z uroków i atrakcji statku Sovereign…z pełnego słońca na pełnym morzu, basenów (ze słoną wodą), jacuzzi, panoramicznego baru 360 i innych , obserwowaliśmy młodzież korzystającą z kortów tenisowych, ping-ponga, ścianki wspinaczkowej. Jedyną niemiłą niespodzianką tego dnia była informacja ogłoszona przez kapitana przez megafon, że zamiast płynąc do Tunisu (Tunezja) popłyniemy do Palermo. Przyczyną zmiany były panujące tam wówczas zamieszki na tle religijnym.

Po tym przyjemnym odpoczynku czekał nas wieczór kapitański, czyli kolacja galowa (bardziej uroczysta), po której odbyło się spotkanie w teatrze z kapitanem i głównym kierownictwem załogi statku. Kapitan w bardzo interesujący sposób opisywał nam całe życie statku od strony techniczno-organizacyjnej wraz z przedstawieniem nam całej załogi i pełnionymi przez nich funkcjami na statku.

Kolejnego dnia przywitaliśmy Sycylię. Powoli dopływając do portu w Palermo pierwszy ukazał nam się wulkan Etna. Po zejściu ze statku od razu dało się poczuć włoski klimat…gwar, głośne dyskusje, tysiące skuterów, monumentalne budowle, rzeźby, pomniki…w stolicy Sycylii daje wyczuć się zarówno jej starożytną historię jak i przemysłowo-handlowy „bieg mieszkańców”. Pałac Normanów, katedra, liczne kościoły…spotkane przez nas liczne kolorowe ozdoby w oknach mieszkańców, na ulicach, rozwieszone ozdoby świetlne po ubiegłotygodniowym święcie kościelnym…chaos, zapachy i sympatyczny uśmiech włoskich handlowców spotykane przechodząc przez tamtejszy targ warzywno-owocowy…pyszne lody w kawiarni z widokiem na sklep z bronią…to chyba pełen opis sycylijskiego Palermo.

Czwartego dnia Neapol położony między Wezuwiuszem, który widać z niemalże każdego zakątka miasta, a zatoką Neapolitańską.

Przemierzając Neapol i jego Castell dell Ovo, Castell Nuovo, galerię Umberto, liczne kościoły, pałace dotarliśmy urokliwymi, wąskimi, kolorowymi od suszącego się prania, uliczkami do koleji Metropolitana Collinare łączącej wzgórza Neapolu z dolną częścią Neapolu. Z góry mogliśmy zobaczyć panoramę całego miasta wraz z cudownym widokiem na zatokę Neapolitańską wraz z czekającym na nas statkiem i tłem w postaci Wezuwiusza. Po szybkim włoskim espresso wróciliśmy na statek.
Kolejny port – Civitavecchia. Urocza nieduża miejscowość portowa, gdzie korzystając z darów włoskich kawiarni skorzystaliśmy z wi-fi łącząc się ze światem. Civitavecchia jest portem, z którego najbliżej można dostać się z „drogi wodnej” do Rzymu. My nie wykorzystaliśmy tej możliwości, ponieważ Rzym zwiedzaliśmy już wcześniej. Niemniej jednak z Civitavecchii można dotrzeć do Rzymu wykupując zorganizowaną wycieczkę na statku, jak i korzystając z własnego transportu (nieopodal portu jest dworzec kolejowy z pociągami odjeżdżającymi do Rzymu) i własnego przewodnika.

Korzystając z uroków luźniejszego dnia i bardziej pustego statku mogliśmy obserwować dodatkowe atrakcje na statku, np. załadunek jedzenia na statek. Ogromne ilości i wielkości wprawiały w osłupienie, ale z jaką przyjemnością i świadomością smakowała wieczorna kolacja 🙂

Podczas postojów w portach większość obsługi statku ma sporo pracy widocznej dla pasażerów takich jak sprzątanie poszczególnych deck’ów, mycie okien czy konserwacja i malowanie zewnętrznych części statku. Nie wspominając już o pewnie ogromnej ilości pracy niewidocznej dla pasażerów chociażby w kuchni.
Szóstego dnia zawitaliśmy do portu w Livorno – port, do którego zacumowaliśmy by zobaczyć przepiękną „pomarańczową” Florencję i Pizę. Mając w perspektywie ogrom do zobaczenia we Florencji postanowiliśmy skorzystać z wycieczki zorganizowanej ze statku. Otrzymaliśmy naklejki z numerkiem naszej grupy (do naklejenia na ubranie w widocznym miejscu) i niebieskie guidebooki, w których słychać było naszą panią przewodnik. Florencja zachwyca swoim urokiem, pięknem, tajemniczością i ogromem budowli, kościołów, rzeźb, płaskorzeźb, fresków, zdobień i wielością nazwisk znanych artystów sztuki. Dla nas zbyt dużo…ale dla koneserów sztuki, rzeźby, malarstwa, architektury pewnie istny raj na Ziemi:)

Po przepięknej Florencji udaliśmy się autokarem do Pizy – niedużej miejscowości przepełnionej straganami z pamiątkami, w której słynną na cały świat atrakcją jest Krzywa Wieża, a także Babtysterium, Katedra i duuuża ilość zwiedzających Pole cudów. Niemiej jednak Krzywa Wieża robi wrażenie i budzi zastanowienie „jak ona (jeszcze) stoi?”, ale z podpórkami trzyma się i nawet przyjmuje „na barki” sporą ilość przewijających się turystów.

Po dniu pełnym cudownych toskańskich krajobrazów, florenckich budowli i zabytków czekała nas wieczorna kolacja. To najbardziej ulubiony i wyczekiwany dla nas posiłek na statku. Dlaczego? Ponieważ można zjeść dania niecodzienne, z włoskich produktów wysokiej jakości (czego potwierdzenie zaobserwowaliśmy podczas załadunku jedzenia w Civitavecchii) i często dania typowe dla odwiedzanych podczas rejsu krajów/regionów/miast. Cudowna różnorodność potraw i smaków! Dodatkowo przez cały rejs nasz stolik obsługiwali Ci sami, bardzo mili kelnerzy, więc podczas jednej z końcowych kolacji pokazali nam swoje umiejętności w składaniu serwetek 🙂


Ostatnim punktem rejsu do którego dopłynęliśmy podczas wschodu słońca była Villefranche, czyli cudownie błękitne i lśniące Lazurowe Wybrzeże. W tym przypadku również skorzystaliśmy z wycieczki w wersji anglojęzycznej zorganizowanej przez armatora do Monako – Monte Carlo i Eze (fabryka perfum). Dodatkową atrakcją było samo dotarcie do brzegu. Ponieważ nasz statek nie mógł ze względu na głębokość wody dopłynąć do portu, zacumował na zatoce. A stamtąd musieliśmy łodziami dopłynąć do lądu. Całą wycieczką autokarem pojechaliśmy do Monte Carlo. A tam ulice, na których rozgrywane jest Grand Prix Monako Formuły 1, kasyno Monte Carlo, sklepy najdroższych marek (wszystko w porach dopołudniowych zamknięte), samochody z najwyższych półek cenowych, w porcie „parkingi” pełne jachtów, mniejszych i większych motorówek i do tego przepiękne krajobrazy wśród palm i lśniącej, błękitnej wody. Kolejno udaliśmy się do Monako gdzie podziwiając na Wzgórzu Rocher dziedzińce, parki i okolice Pałacu Książęcego wysłuchiwaliśmy wielu ciekawych informacji i ploteczek dotyczących rodziny książęcej. Podczas dojazdu do fabryki perfum w Eze stale towarzyszyła nam turkusowa panorama, a przewodniczka stale informowała po prawej rezydencja Eltona Johna, po lewej inna…i więzienie z widokiem na…morze!

Po dniu pełnym wrażeń z Lazurowego Wybrzeża musieliśmy się jeszcze spakować i do 24:00 wystawić walizki opisane (otrzymanymi wcześniej od obsługi do kajuty) specjalnymi zawieszkami. Najważniejszy był fakt, iż piżamy, ubrania na kolejny dzień czy kosmetyki trzeba było zostawić na potrzeby porannej toalety – dlatego też wykorzystaliśmy w tym celu nasze niewielkie torby podręczne. Z uwagi na to doświadczenie już wiemy, że następnym razem mała walizka podręczna będzie niezbędnym bagażem dodatkowym 🙂
I nadszedł dzień wyokrętowania. W tym dniu do godziny 9:00 musieliśmy opuścić kajutę, dlatego wcześniej udaliśmy się na śniadanie i następnie, po zabraniu bagaży, czekaliśmy na statku na wyznaczoną nam godzinę wyjścia. W woli jasności – poprzedniego dnia otrzymaliśmy wszelkie niezbędne informacje dotyczące wyokrętowania (zamiast codziennej gazetki pokładowej):
- godziny wyjść ze statku poszczególnych grup – pasażerowie podzieleni są, zazwyczaj wg zajmowanych podczas rejsu kajut, na grupy kilkudzisięcioosobowe, każda grupa wychodzi ze statku o określonej godzinie,
- zawieszki do bagażu, które opisaliśmy i dopięliśmy do bagażu głównego,
- ankiety do wyrażenia opinii między innymi nt. poszczególnej obsługi statku, czyli ocena obsługi w restauracjach, obsługi w kajutach itd. (zgodnie z tymi opiniami rozdzielane są następnie odpowiednio napiwki płacone przez pasażerów wg odgórnie ustalonej stawki/dzień/pasażera),
- rachunek do zapłacenia do przede dnia wyokrętowania do określonej godziny wieczornej – w skład rachunku wchodzą wszelkie wydatki dokonywane podczas rejsu na statku oraz naliczane odgórnie ustaloną stawką napiwki.
Po zejściu ze statku ze swoją grupą o określonej godzinie, odebraliśmy bagaże czekające na nas w terminalu portowym (posortowane wg numerów i kolorów wyznaczonych grup – znalezienie swojego bagażu raczej nie stanowi kłopotu) i udaliśmy się do hotelu w Barcelonie, a następnie do „uzupełniającego” zwiedzania Barcelony. Kolejnego dnia rano wróciliśmy samolotem do Polski.